Koniec II wojny światowej to także koniec złotej ery tatuażu. Świat nie był już taki sam, a masowo tatuujący się żołnierze, którzy dla ówczesnych studiów tatuażu byli źródłem dochodów wrócili do domów, by tam lizać powojenne rany. Przekonali się także, że o ile na froncie tatuaże mogły robić wrażenie, o tyle często odpychały żony czy potencjalnych pracodawców. Dodatkowo, Amerykański Departament Zdrowia zaczął przyglądać się studiom tatuażu, by po kilku mocno nagłośnionych sprawach (m.in. wielokrotnym użyciu niesterylizowanych igieł przez Charliego Wagnera, czy tatuowaniu nieletnich przez Williama lrvinga), na początku lat 50. w wielu stanach zupełnie zabronić tatuowania, powołując się na związki tatuażu z epidemią wirusowego zapalenia wątroby i innych chorób. Wszystko to sprawiło, że tatuaż zszedł do podziemia, a pogardzany przez amerykański rząd i społeczeństwo został chętnie przygarnięty przez półświatek jako symbol sprzeciwu i buntu przeciw rzeczywistości.
Kto wie, jak dalej potoczyłaby się ta historia, gdyby nie Lyle Tuttle, tatuator z San Francisco, feminista i wielki zwolennik wprowadzenia regulacji dotyczących tatuowania. Tuttle w przeciwieństwie do wielu innych tatuatorów chętnie kolorował kobiety i to w nich upatrywał ratunku dla sztuki tatuażu. Dzięki swoim klientkom zmienił portfolio – wcześniej pełne męskich flashy, teraz zapełniło się delikatniejszymi wzorami – kwiatami, pacyfkami, znakami zodiaku, ornamentami. W jednym z wywiadów, zapytany o to, co wyciągnęło tatuaż z wizerunkowego dołka Tuttle powiedział: “Równouprawnienie! Na sto procent równouprawnienie! To właśnie fakt, że kobiety mogły w końcu o sobie decydować sprawił, że tak chętnie do mnie przychodziły. Na tyle chętnie, że przez trzy lata nie wytatuowałem żadnego mężczyzny. Dzięki kobietom tatuaż stał się bardziej przystępną i przyjemniejszą formą sztuki”. Jedną z tych kobiet była Janis Joplin, której Tuttle wytatuował bransoletę inspirowaną prawdziwą biżuterią i serduszko na piersi, które Joplin nazwała “taką słodką niespodzianką dla chłopców, jak lukier na ciastku”. Tuttle wytatuował także inną ikonę muzyki – Cher. Jeśli widzieliście kiedyś wzory na pośladkach tej piosenkarki to już wiecie, kto jest ich autorem.
W mniej kolorowych barwach obraz branży maluje Vyvyn Lazonga, amerykańska legenda kobiecego tatuażu, która rozpoczęła karierę na początku lat 70. “Pierwsze tygodnie były naprawdę wspaniałe, tatuującą młodą dziewczynę uważano za prawdziwą ciekawostkę. Wkrótce jednak okazało się, że mniej doświadczeni i mniej utalentowani mężczyźni są bardziej doceniani, podczas gdy sama nieraz tygodniami nie mogłam doprosić się naprawy uszkodzonego sprzętu”. Lazonga jednak nie poddała się i wkrótce otworzyła własne studio, choć jeszcze przez długi czas zdarzało jej się być wyśmiewaną na konwentach. Na kartach historii tatuażu zapisała się nie tylko oryginalnym stylem, ale także jako jedna z pierwszych rozpropagowała tatuowanie blizn po mastektomii. W przeciwieństwie do Stanów, Anglia praktycznie uniknęła antytatuażowych nastrojów. Wspomniana dwa miesiące temu Jessie Knight, pierwsza profesjonalna brytyjska tatuatorka, jako 60-latka bez przeszkód tatuowała dalej, przed sesją tylko zapalając zapałkę, żeby stałym i jasnym płomieniem pokazać klientom, że mimo wieku wciąż ma pewną rękę. Gdy w 1953 roku Les Skuse, “Mistrz tatuażu na całą Wielką Brytanię” założył “Bristol Tattoo Club” i ogłosił, że jedynym warunkiem przyjęcia jest “posiadanie wytatuowanej całej klatki piersiowej lub pleców, albo wartych przynajmniej 5 funtów tatuaży na ramionach”, nie spodziewał się zapewne, że jedna z członkiń klubu – Pamela Nash, szybko podbije serca mediów, stając się tym samym chodzącą reklamą tatuażu i samego BTC. Kilka lat później, cały świat zaczyna mówić o Janet “Rusty” Skuse, synowej Lesa, która przez wiele lat uważana jest za najintensywniej wytatuowaną kobietę na świecie i która choć ostatnie pieniądze wydaje na tatuaże, odrzuca intratną propozycję by stać się wytatuowaną atrakcją w jednej z objazdowych galerii osobliwości. Sława Rusty dociera także do Japonii, skąd dwukrotnie otrzymuje zaproszenia do programów telewizyjnych. Gdy natomiast na londyńskiej wystawie “Księgi Rekordów Guinessa” pojawia się jej naturalnej wielkości woskowa postać, kierownictwo zatrudnia dodatkową ochronę by studzić zapały tych, co chcieliby sprawdzić czy skąpe bikini także przykrywa jakieś tatuaże.
Anglia to nie jedyny wyjątek od reguły, w Australii Bev Robinson, znana także jako Cindy Ray stała się przykładem na to, że pieniądze można zarabiać nawet na mało popularnych rzeczach. Bev, w 1959 roku, jeszcze niewytatuowana i niezainteresowana tatuażem, pracująca w fabryce młoda matka, trafiła przed obiektyw fotografa Наггу’еgо Bartrama. Wpływy za reklamy sprzętu do tatuowania, którego była twarzą wędrowały do kieszeni Bartrama, a Bev zupełnie straciła na tym kontrolę. Mimo, że dziś jest ona cenioną tatuatorką, przez długie lata musiała znosić wiele upokorzeń ze strony ludzi nieprzyzwyczajonych do tego, że kobieta może i potrafi tatuować, o czym zresztą napisała książkę pod tytułem “Historia Wytatuowanej Dziewczyny”. Powyższe opowieści to jedynie kilka przykładów na to, jak w drugiej połowie XX wieku, mimo że zaczęto w końcu głośno mówić o równouprawnieniu, wyglądała sytuacja wytatuowanych czy też tatuujących kobiet, a rzeczywistość bywała rozczarowująca.
Na szczęście zbliżają się lata 90. Ostatnią dekadę w historii tatuażu swobodnie można nazwać renesansem. Po ponad stu latach, ten sposób zdobienia ciała znów jest niezwykle popularny, a po prawie półwieczu złej prasy, wychodzi z podziemia i zaczyna być społecznie akceptowany. Tatuaż formą i treścią udowadnia, że od innych dziedzin sztuki różni go tylko płótno i medium, a negatywne skojarzenia potrafi sprawnie wykorzystać, by dodać sobie pazura. Nie przesadzę chyba jeśli napiszę, że dużą rolę znów odegrały tu kobiety – w końcu, wszystko lepiej sprzedaje się na ładnych dziewczynach. I choćbyśmy próbowali szafować sloganami o uprzedmiotowianiu czy szczuciu cycem, to przecież od zawsze uroda i ilość ubrań przykrywających modelkę spoglądającą z okładki magazynu potrafiła zadecydować o jego sprzedaży.
Gdy w 2001 roku Sean Suhl i Selena “Missy Suicide” Mooney postanowili stworzyć portal prezentujący wdzięki wytatuowanych dziewczyn, dodając do tego filozofię o łamaniu stereotypów piękna i przekraczaniu estetycznych granic, musieli wiedzieć, że pomysł chwyci. I mimo, że przeciętną Suicide Girl od przeciętnej modelki odróżnia tylko tusz pod skórą i kilka niestandardowych kolczyków okazało się, że na punkcie SG oszalało pół świata. Wytatuowane dziewczyny marzyły by zostać “samobójczyniami”, ich rodzice rwali włosy z głowy widząc zdjęcia córek prężących się przed obiektywem, a sami założyciele przeliczali pieniądze z subskrypcji, od czasu do czasu podkarmiając i dziewczyny i subskrybentów cytatami z “Fight Clubu” Palahniuka, żeby dodać wszystkiemu pieprzu. Połączenie ogładzonej filozofii Riot Grrrls z estetyką soft porno i tatuażem stało się także udaną przepustką do świata celebrytów i artystów. Jeśli mowa o celebrytach i tatuażu (i kobietach oczywiście), nie sposób nie wspomnieć o Kat von D, która występując w programie “Miami Ink” (emitowanym od 2005 roku) szybko zawładnęła sercami telewidzów na tyle mocno, by jej życie prywatne komentowano w magazynach plotkarskich, zaraz obok poczynań Madonny czy Lady Gagi (którą zresztą Kat wytatuowała), a to z kim akurat jest zaręczona bardziej interesowało publikę niż jej ostatnie prace. Zupełnie odwrotnie niż w przypadku gwiazd, których tatuaże chętniej są komentowane od ich artystycznych dokonań. Pisano o Sinnead О’Соппог i policzkach wytatuowanych w inicjały kochanka który ją porzucił, depresyjnym rajdzie Britney Spears po studiach tatuażu, ogromnych różach na pupie Cheryl Cole, plotko-wano o wytatuowanym w całości ciele Dolly Parton, czy w końcu o decyzji o usunięciu kultowego drutu kolczastego przez Pamelę Anderson. Równie szeroko komentowane było pozbycie się imienia Antonio (Banderasa) z ramienia Melanie Griffith. Wytatuowane kobiety spotykamy także na kartkach współczesnej literatury. Shoko Tendo w swojej biografii “Księżyc Yakuzy” opowiada o życiu naznaczonym przemocą a jednym z przełomowych momentów jest właśnie zrobienie sobie tatuażu. Tendo decyduje się na Jigoku Dayu – Piekielną Damę mając nadzieję, że uda jej się stać równie silną, jak postać, którą przedstawia wzór. Z kolei, w “Mężczyznach którzy nienawidzą kobiet” Steiga Larssona, wytatuowana bohaterka Lisbeth Salander tym jak wygląda, podkreśla jednocześnie swoją siłę, ale też to, jak bardzo różni się od reszty społeczeństwa. Dwie ekranizacje (szwedzka i amerykańska) to zresztą ciekawy przykład na to, jak można zinterpretować obraz wytatuowanej dziewczyny zawarty w “Mężczyznach…”.
Ech kobiety.. Nic dodać nic ująć..