Stereotypowy marynarz to wielki chłop z brodą trzymający w ręce fajkę nabitą tytoniem. Nosi pasiaste koszulki, a jego przedramię zdobi identyczna kotwica jaką miał bohater amerykańskich komiksów i animowanych krótkometrażówek Popeye. Tatuaż wśród marynarzy rozpowszechnił się dzięki licznym szaleńcom, którzy w poszukiwaniu sławy i pieniędzy zdecydowali się wyruszyć na nieznane dotąd tereny. Na wielu wyprawach jedyne co udało się im osiągnąć to szkorbut lub śmierć z niedożywienia, lecz mimo wszystko czasami udawało się znaleźć nową drogę morską lub dotrzeć na wyspy, gdzie spotykano tubylców z wytatuowanymi ciałami. Odmienny wygląd miejscowych był niezwykły dla marynarzy, dlatego zdarzało się, że przekonywali lub częściej porywali tubylców, aby wystawiać ich w płatnych pokazach. Już pod koniec XVI wieku Sir Martin Frobisher sprowadził do Anglii kilku wytatuowanych Inuitów (lud eskimoski). Natomiast 100 lat później pirat William Dampier przywiózł z Filipin pokrytego od stóp do głów tatuażami Giolo − nazywanego także księciem Jeoly. Tatuowanie zdobyło w Europie prawdziwy rozgłos dzięki kapitanowi Jamesowi Cookowi, który ze swoich podróży w latach 1772-1775 przywiózł do Londynu wytatuowanego Polinezyjczyka o imieniu Omai. Cook rozpowszechnił także słowo “tatuaż” i “tatuowanie”. W tamtym czasie w języku angielskim pojawiło się słowo tattow, pochodzące od tahitańskiego tatau (znak, malowidło). Przez ekspedycje Frobishera, Dampiera, Cooka oraz innych podróżników, wykrystalizowało się wyobrażenie o tatuażu marynarzy. Wielu z nich nieraz z nudy zaczynało ozdabiać siebie i swoich kolegów, często nie zdając sobie sprawy (przynajmniej w początkowym okresie), że wydziarany znak będzie z nimi do końca życia. Nie zmienia to faktu, że tradycja tatuowania rozprzestrzeniła się zarówno wśród zwykłych marynarzy, jak również w kręgu marynarki wojennej. Istnieje wiele popularnych motywów związanych z morzem, które zmieniały swoje znaczenie wraz z upływem lat. Kiedyś marynarze mieli kontrakty na 9-miesięczne rejsy. Albo nawet dłuższe. Ich praca wpływała na życie bardziej niż teraz, nie mieli wręcz tego życia, nie mieli kontaktu z bliskimi. Większość marynarzy robiła sobie tatuaże, by zabić nudę w portach, uwiecznić swoje przeżycia. Różnica polega na tym, że dziś ogrom ludzi na lądzie ma tatuaże, a marynarze zakładają normalne rodziny. Używają internetu, WhatsAppa i mogą w każdej chwili dowiedzieć się, co się dzieje w domu. Szukanie adrenaliny, zabawy z prostytutkami i zapychanie głowy dziwnymi myślami są już niepotrzebne. Kwestia tatuażu jest więc indywidualna, ważne jest to, czy się to komuś podoba, czy nie. Nie do końca jednak prawdą jest, że marynarzom się już nie nudzi. Nuda na statku doskwiera tak, jak doskwierała. Jedynie możliwych rozrywek jest znacznie więcej. W wolnym czasie marynarze grają w gry komputerowe, w koszykówkę, malują, czytają książki. Tatuatorów na statku obecnie raczej nie uświadczysz. Dlatego tatuaże są, i zawsze były, domeną starych wilków morskich, żeglujących na wielkich statkach rybackich. To bowiem trudny świat twardych ludzi, którzy niewiele wspólnego mają z millennialsami tatuującymi sobie na łydkach kotwicę. Niektórzy wymiękali, ich jedyną ucieczką było przecięcie sobie skóry między kciukiem a palcem wskazującym. Nie mogli wówczas pracować, a powstała rana długo się goiła. Ci, którzy tak ciężką pracę wytrzymywali, robili sobie tatuaże. Stereotypowy brodacz w tatuażach nie wziął się z niczego. To były dwie oznaki bycia twardym gościem. “Podróżować, zwiedzać świat. I tyle pięknych, pięknych kobiet znać” sformułowanie to chociaż zrobiło się ledwo kurs sternika nie wynika z poczucia wyższości, ale z tego, że morskie tatuaże zawsze coś oznaczały. Tatuaż do Europy przywieźli bowiem marynarze najlepszego sortu, nie byle pływacy portowi. Tylko tacy bowiem (początkowo) się tatuowali, inni do tajemnej wiedzy nie mieli dostępu. Szyfr podobny do grypserskiego, tylko że, co dziwne, przestępcza kropka pod okiem kojarzy nam się do tej pory jednoznacznie, jaskółka już nie. A przecież nie jest to oldschoolowy znak wolności, lecz symbol oznaczający przepłynięcie 5 tysięcy mil morskich. Kiedyś o długości przebywania na morzu świadczyły kolczyki w uszach, w nosie. O tym, kto jaki mógł mieć tatuaż, decydował marynarski kodeks. To była taka legitymacja czy paszport, poświadczający kto jest kim. W tawernach na pierwszy rzut oka widać było, że ten to opłynął przylądek Horn, bo ma wytatuowany otaklowany statek, a ten ma za sobą 15 lat na morzu. Bo za każde 5 lat wkłuwał sobie kolczyk, najpierw w uszy a później w nos. Skrzyżowane armaty zarezerwowane były wyłącznie dla marynarzy służących w marynarce wojennej. Skrzyżowane kotwice dla bosmanów. Samotna kotwica jest zarezerwowana dla marynarzy, którzy przepłynęli Atlantyk lub służyli w marynarce handlowej. Żółwia dziarały sobie osoby po przekroczeniu równika, a otaklowany statek ci, którzy opłynęli przylądek Horn. I choć statki i kotwice do tej pory kojarzą nam się z marynarskim światem, to nie każdy wie, że wytatuowana wiejska trzoda również jest symbolem marynarzy. Świnie i koguty często były jedynymi ocalałymi z tonących okrętów, dlatego właśnie podczas II wojny światowej marynarze zaczęli je sobie dziarać. Na stopach. Żeby uniknąć zatonięcia i szczęśliwie wrócić do domu. Podobną funkcję pełniła rozgwiazda. Dlatego to właśnie gwiazda morska byłaby dla imprezowiczów lepszą dziarą niż jaskółka. Tylko że dziś coraz mniej osób zawraca sobie głowę symboliką. I to właśnie zniechęca marynarzy. Że ich dziara nic już nie znaczy. “Męska rzecz – być daleko, a kobieca – wiernie czekać” – jest jeszcze drugi powód, dla którego marynarze niegdyś się tatuowali. To kobiety i wymuszone przez żeglowanie rozstania. Wymarzonej ukochanej, która na swego męża czy chłopca czekać miała pół wieczności, dedykowało się tatuaż z jej podobizną lub inicjałami. Żeby udowodnić, że ma się ją w sercu i zaoferować jej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Wydawać by się mogło, że współcześnie nie ma już takiej potrzeby udowadniania uczucia. Marynarze nie uchodzą już za takich, którzy w każdym porcie mają inną dziewczynę. I częściej wracają do domu.